Zielony Hugo Boss „Man”

Ok, mam złe zdanie na temat marki Hugo Boss. Przyznaję się bez bicia. Jednak testując tę popularną perfumę starałem się nie uprzedzać. Po prostu – chlup i wąchamy…
Zapach jest zaliczany do kategorii wód „zielonych”, czyli pachnących lasem, liśćmi w tę stronę. Ponieważ bardzo lubię te klimaty zapowiadało się ciekawie.

I cóż z tej zieloności wyszło? Ano zobaczmy.
Otwarcie rzeczywiście jest bardzo liściaste, konkretnie iglaste. Mocno czuć sosnę, miętę i może bazylie. Ale szczerze mówiąc nie jest to jakieś specjalnie ładne, ani zachęcające. Może lekko na siłę można by się pokusić o określenie tego mianem świeżości, ale jest raczej syntetyczne. Nie czuć lasu tylko… no właśnie, co?
Przechodzimy do serca. Szczerze mówiąc nie bardzo byłem w stanie wyczuć cokolwiek z tej nuty. Pachniało linearnie i czas niewiele zmieniał. Może odrobinę lawendę? Może Szałwie? Dziwne, bo to dosyć mocne akordy, a jakoś tak blado… Baza odróżniła się od reszty tym, że zapach osłabł i zmiękł, ale ponieważ zawiera żywice jodłową wciąż całość idzie w tą samą stronę. Chyba wyczuwam odrobinę wetywerii i paczuli, ale są to bardzo delikatne muśnięcia.

Szczerze mówiąc rzadko się spotyka tak linearne wody – jak z bicza strzelił, niby składników wiele, ale co z tego, skoro są przyćmione przez główny nurt.
Nie jest dobrze. Tak naprawdę jest słabo, nieciekawie i przede wszystkim porażająco nudno! Nie znajduję w tej wodzie absolutnie nic na co warto by było zwrócić uwagę, nic co by się wyróżniało. Żeby chociaż było „ładnie”! I z tego nic. Jeśli chcecie coś naprawdę zielonego i pięknego, to porównajcie sobie tego Bossa z Paulem Smithem „Story” – różnica jest porażająca.

Zielony Hugo to nieporozumienie. Choć zdaję sobie sprawę, że bardzo wielu osobom się podoba, bardzo wiele go nosi, czy to oryginał czy bardzo pospolite podróbki. Dlaczego tak jest? Bo szare i zlewające się z tłumem jest zawsze najliczniej reprezentowane. Najłatwiejsze, najprostsze.

Odradzam.

Umysł: bergamotka, grejpfrut, bazylia, mięta, tymianek, igły sosnowe.
Serce: geranium, szałwia, jaśmin, lawenda, goździki.
Baza: drewno sandałowe, cedr, paczula, piżmo, wetyweria, żywica jodłowa, skóra.

A tu macie spot reklamowy. Jakaś taka dziwna zależność – marna woda – marny spot…

Versace Man – Angelika i Szafran

Po nieudanym „marzycielu” od Versace przyznam, że trochę się zraziłem do tej marki. Za „Mena” zabierałem się więc jak kot do mydła. Okazało się, że obawy były płonne, a włoski stylista zrehabilitował się na całej linii.

Versace „Man” bowiem, to świetny zapach.
Ale zacznijmy od początku.
W otwarciu jest coś bardzo ciekawego i rzadko spotykanego, a mianowicie dobrze wyczuwalny kwiat Angeliki. Trudno to porównać do czegokolwiek, niemniej nie siląc się na poezję powiem, że pachnie niezwykle zachęcająco i już pierwsza nuta zaciekawia. Odrobina słodyczy od bergamotki i neroli, którą równoważy pieprz sprawia, że zapach lekko świdruje w nosie. Serce przynosi nam szafran. I jest to znowu bardzo interesujące doznanie. Woń staje się lekko żółta, w tę stronę biegną myśli, ciepła, ale równocześnie męska. Bardzo ładnie. W podstawie drzewa, ambra i tytoń. Szczególnie wyczuwalny jest ten ostatni akord – przynajmniej dla mnie, bo drzewa bardziej w tle jako baza do ciągnięcia woni – i prezentuje się on znakomicie, jest doskonale subtelny.
Zapach bardzo nowoczesny. Klasyczny w takimż sensie, w stronę opisywanego już Exceptionell’a od Mont Blanca, ale bez drażniącej wersji ambry. Doskonale skomponowany, intrygujący.
Będzie pasował zarówno do garnituru jak i luźniejszego stroju, aczkolwiek skoro klasyka, to z pewnością nie sportowo. Zaciekawia kobiety, intryguje, aczkolwiek w inny sposób niż robią to „ładne” wonie. Trwałość przyzwoita, kilka godzin z tego pierwsze 3-4 konkretnie wyczuwalny, później przy ciele. Ma w sobie pewną miękkość, ale równocześnie i męską szorstkość, jak to zdefiniować. Jest jakby miękki przez kwiaty, ale wyrazisty przez swoją konstrukcję.

Cóż jeszcze?
Mogę z czystym sumieniem polecić, każdemu kto szuka czegoś w tym typie, aczkolwiek nie jest to perfuma na ślepy strzał – może się bardzo spodobać, ale niekoniecznie, radzę więc najpierw odwiedzić perfumerię lub lepiej zakupić tester – nie ma z tym problemu, to dość nowa kompozycja.

Trudno mi rozeznać jedną rzecz, otóż Versace namiętnie promuje swoją eau fraiche – można to zrozumieć, to przeciętny zapaszek, świetnie się jednak sprzedający (jak każda mierność), na którym czepie grubą kasę. Natomiast dlaczego zamiast na opisywaną wodę stawia na bardzo przeciętnego „pour homme”? – tego kompletnie pojąć nie potrafię…

Naprawdę dobry zapach

Umysł: neroli, bergamotka z Kalabrii, kwiaty angeliki i czarny pieprz.
Serce: szafran i kardamon.
Baza: ambra, żywe liście tytoniu, labdanum i drzewo kaszmirowe.